Jeśli czegoś chcesz, wzmocnij w sobie tę chęć i działaj. Nie ma czasu do stracenia. Zmiana zaczyna się dzisiaj, teraz, od najmniejszej rzeczy.
Przynajmniej na razie, dla mnie drobienie małymi kroczkami się skończyło. Tym razem jechałam do Polski wiedząc, że od samego początku będę miała pełne ręce roboty i to, co uda nam się zdziałać, będzie wielkim krokiem naprzód. Nie mogłam się doczekać!
No i działo się. Znowu nie zdążyłam nawet pójść na spacer po okolicznych lasach, a mięśnie jeszcze teraz przypominają o swoim istnieniu. Jestem szczęśliwa.
Siedlisko Zmiana zyskało drewniany domek - trochę gospodarczy, trochę bazę wypadową, schronienie przed deszczem i miejsce, gdzie w godziwych warunkach można napić się kawy. Przyda się szczególnie teraz, kiedy chłodniejsze i bardziej deszczowe dni są już tak blisko.
Spożywanie rozmiękłej kanapki kuląc się przed deszczem i popijanie kawy z kubeczka kurczowo trzymanego w zgrabiałych z zimna rękach niekoniecznie jest szczytem marzeń. A jest jeszcze tyle do zrobienia!
Nie mam jeszcze kanalizacji, ze względu na pewne komplikacje z drogą i pozwoleniami na wykonanie niezbędnych robót trochę jeszcze będę musiała poczekać, ale wynajęłam przenośną toaletę, która całkiem nieźle się sprawdziła jako rozwiązanie tymczasowe. Niebieska, niezmiennie przyciąga wzrok na tle lasu, co niekoniecznie było moim życzeniem, ale praktyczna i zapewnia chociaż namiastkę cywilizacji. Może w przyszłym roku zbuduję jakąś obudowę, żeby jednak trochę ją ukryć, a kiedy nadejdzie właściwa chwila, będzie kanalizacja. Nie wszystko musi być od razu perfekcyjne, a widoczny z daleka toitoiek stał się obiektem naszych wewnętrznych żartów, naszą niebieską latarnią morską wyznaczającą kierunek już z daleka 😊
Ale mam już wodę na działce i to kolejny wielki krok, który umożliwia tak wiele! Tak bardzo czekałam na chwilę, kiedy będzie można zacząć zakładać sad, sadzić i siać pierwsze rośliny i zagospodarować chociaż cząstkę tej pustej, dość na razie pustynnej przestrzeni.
Lato było wyjątkowo gorące i nie było sensu próbować zbyt wiele, bo biedne rośliny i nasiona zostałyby niemal natychmiast wypalone. Trzeba było cierpliwie czekać, ale w końcu nadszedł ten upragniony wrzesień!
Kupiliśmy i posadziliśmy w sumie ponad 30 roślin, skopałam część terenu i posiałam trawę z mikrokoniczyną (bardziej odporna na suszę i dająca sobie radę na piaszczystych glebach), a teraz przyszła pora na cebule tulipanów, krokusów i przebiśniegów, które chcę wsadzić do ziemi, żeby zakwitły wiosną. W przyszłym roku to już będzie inny teren!
Będą jabłonie, śliwy, wiśnie i czereśnie, czerwone i czarne porzeczki, truskawki i borówki, fioletowy bez, białe róże i błękitna glicynia (wisteria) pnąca się po drewnianych kolumienkach tarasu… Będzie pachnąca lipa, dające orzeszki leszczyny, pięknie wybarwiające się kloniki japońskie i śmiesznie poskręcana wierzba mandżurska…
To wszystko miałam w głowie od długiego czasu i kiedy już nadeszła ta właściwa pora, dokładnie wiedziałam co i gdzie chcę mieć. Dlatego, mimo drobnych potknięć i kaprysów pogody, udało się tak wiele zrobić przez niecałe dwa tygodnie. Może tego jeszcze nie widać, bo rośliny są młode, a kiełki jeszcze nie wzeszły, ale to tylko kwesta czasu. Widzę to wszystko oczami wyobraźni i ten obraz niezmiennie mnie wzrusza i grzeje od środka. Nie szkodzi, że idzie jesień, a potem zima. Taki spokojniejszy okres bardzo się przyda. Niech wszystko okrzepnie, zapuści korzenie, żeby ruszyć z nową energią w przyszłym roku.
A też mam co robić i o czym myśleć tutaj, w Irlandii. Tutaj jest moje życie i chcę czuć, że żyję. A to wymaga skupienia, zwrócenia uwagi na to jak i co robię, jak spędzam czas, jak się czuję. Tworzenie okazji i rozkoszowanie się drobnymi przyjemnościami, wykonanie i docenienie istotnej pracy, odpoczynek…
Jestem obecnie w takim miejscu w życiu, gdzie z przyjemnością myślę o nadchodzącej jesieni i zimie, o mglistych porankach i deszczowych spacerach z psem. Wiem, że będzie zimno i ponuro, a nasz świat będzie nadal wstrząsany problemami, jednak zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zebrać w sobie pozytywne uczucia, wspomnienia i dalsze piękne plany, z których będę czerpać przez ten szary okres. Udało mi się również, mimo ograniczonych możliwości w moim mieszaniu, stworzyć miły oku i podniebieniu zapasik zapraw – kiszonych ogórków, pomidorowej salsy, cukiniowo-jabłkowego chutney oraz kilka sporych butelek soków porzeczkowych i jabłkowych. Tak jak moje wspomnienia, czekają na swoją porę.
Jest dobrze, będzie pięknie 😊
Zobacz na własne oczy, zebrałam trochę obrazów z mojego wrześniowego pobytu:
Comments